Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2011

Dystans całkowity:2005.54 km (w terenie 12.60 km; 0.63%)
Czas w ruchu:98:07
Średnia prędkość:20.22 km/h
Maksymalna prędkość:50.50 km/h
Suma podjazdów:8659 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:83.56 km i 4h 27m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
27.19 km 0.00 km teren
01:23 h 19.66 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:-3.0
Podjazdy:116 m

Miasto

Poniedziałek, 28 lutego 2011 · dodano: 28.02.2011 | Komentarze 2

I końcówka udanego (rowerowo i nie tylko) miesiąca. Dla pewności sprawdziłem obwód przedniego koła (bo w trakcie kurierki zmieniałem oponę, ale nie mierzyłem na nowo) i właściwy to 2095. Nie wprowadziłem wynikającej z tego poprawki (11km), bo mam z zeszłego roku też coś na sumieniu.
I udało się, drugi najlepszy miesiąc rowerowy (po lipcu '10), a najlepszy niewyprawowy.
Kategoria .Miasto, .Ostro


Dane wyjazdu:
13.40 km 12.40 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy: m

Łagiewniki

Niedziela, 27 lutego 2011 · dodano: 27.02.2011 | Komentarze 4

Wieczorem (21-22) krótka przejażdżka po Arturówku. Po chwili wysiadła sigma, więc dystans policzony z bikemap, ale czy to aż takie ważne?
Kategoria Teren, Wycieczka


Dane wyjazdu:
113.65 km 0.00 km teren
04:33 h 24.98 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:-3.0
Podjazdy:377 m

dobylegdzie szosowe #1

Sobota, 26 lutego 2011 · dodano: 26.02.2011 | Komentarze 0

Łódź - Aleksandrów - Dalików - Tur - Wartkowice - Piaski - Łęczyca - Zgierz - Łagiewniki - Łódź
Silny wiatr, w pierwszej części bardzo sprzyjający, później łapiemy się za ciągnik (na jakieś 5km), później walka z wiatrem już do końca, od Łęczycy trochę lepiej.
Trochę dał mi w kosć ostrzak, szczególnie w końcówce, jednak przełożenie nie bardzo sprzyja prędkościom rzędu 20-22.
Kategoria >100, >.50, .Ostro, Wycieczka


Dane wyjazdu:
112.51 km 0.00 km teren
06:19 h 17.81 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:-5.0
Podjazdy:500 m

Miasto

Piątek, 25 lutego 2011 · dodano: 26.02.2011 | Komentarze 1

Ostatni dzień w pracy + Masa Krytyczna
Kategoria >100, >.50, .Miasto, .Ostro


Dane wyjazdu:
100.83 km 0.00 km teren
05:17 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:-7.0
Podjazdy:446 m

Miasto

Czwartek, 24 lutego 2011 · dodano: 24.02.2011 | Komentarze 0

Dużo roboty, aż się zgrzałem w pewnym momencie.
W momencie wejścia do domu -11!
Kategoria >100, >.50, .Miasto, .Ostro


Dane wyjazdu:
16.31 km 0.00 km teren
00:54 h 18.12 km/h:
Maks. pr.:26.00 km/h
Temperatura:-8.0
Podjazdy:126 m

Miasto

Środa, 23 lutego 2011 · dodano: 24.02.2011 | Komentarze 0

Zimno!
Kategoria .Ostro, .Miasto


Dane wyjazdu:
169.94 km 0.00 km teren
07:28 h 22.76 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:-8.0
Podjazdy:784 m
Rower:.Ghost

Zimowy wypad - dzień trzeci

Poniedziałek, 21 lutego 2011 · dodano: 22.02.2011 | Komentarze 10


Zdjęcia z wypadu
W związku z prognozami pogody (wiatr z północnego wschodu), niewielką odległością do Kielc oraz fatalnym powrotem z nich (3 przesiadki!), decyduję się jechać do Krakowa. 160 kilometrów zapowiada dość spokojny dzień, pociąg mam mieć o 18:15, więc spokojnie się zbieram i wychodzę z kwatery dopiero po 8. I wtedy przypominam sobie, że pociąg o 18 to drogie i niewygodne intercity, wygodniejsze interregio jest o 17. Ale mimo wszystko powinienem zdążyć.
Po wyjściu jeszcze kilka minut walczę z licznikiem – dwukrotnie wyłącza się po włożeniu w podstawkę, walka z tym kosztuje mnie chwilowe przemrożenie rąk. Jest -10 stopni, 3 kilometry po ruszeniu jestem zmuszony do postoju i rozgrzania dłoni. W tym momencie mam poważne wątpliwości, czy dojadę do Krakowa, ale tak naprawdę nie mam wyboru i ruszam dalej. Ponieważ nie mam zbyt wiele czasu, a i zwiedzać nie zamierzam, to staję co jakieś 30 km, między innymi w Pacanowie (niestety droga omija samą miejscowość, a specjalnie zbaczać nie mam ani czasu ani ochoty). Po drodze droga w dalszym ciągu faluje, co tym razem przyjmuję z dużym zadowoleniem, podjazdy to okazja do rozgrzania się, a szczególnie stóp, które momentami solidnie marzną.
Przed Krakowem wsie łączą się w jeden długi ciąg, zmieniają się tylko nazwy miejscowości, choć bywają i takie bardzo długie, w jednej naliczyłem aż cztery przystanki autobusowe. Po pogorszeniu jakości nawierzchni poznaję, że wjeżdżam do miasta, i, chyba, jednym z najbrzydszych rejonów Krakowa jadę dalej. Choć planowałem skręcić z krajówki dopiero w Nowej Hucie, to myli mnie strzałka na Podgórze i przez boczną ulicę, za to z bardzo dużym ruchem, przebijam się do jakiejś świeżo wybudowanej dwupasmówki (chyba Christo Botewa). Uspokajam się dopiero, kiedy widzę tramwaje i strzałki na centrum. Później już sprawnie docieram na rynek, kupuję w Chimerze obiad na wynos i spokojnie dążę na pociąg do Łodzi, który w końcu nie jest łączony z tym z Katowic w Częstochowie, co zawsze wymagało przenoszenia się na nowy koniec składu. Ale to dzięki temu, że jest to interregio, a więc pociąg „podmiejski”.
Co do sprzętu i kwestii temperatur. Poza postojami i momentami po nich nie zmarzłem ani razu, choć przy takich warunkach obowiązkowe powinny być dwie pary rękawic (jedne cienkie do manipulowania sprzętem), dodatkowo miałem na sobie oprócz koszulki tylko polar i membranową kurtkę, do tego oczywiście długie spodnie, dwie pary skarpet i buty trekkingowe, polarową czapkę. Jak dla mnie był to zestaw całkowicie wystarczający, miałem w sakwach także dodatkowe ubrania. No i rzecz bardzo ważna – sprawdzony termos (albo lepiej dwa). Zjadłem też olbrzymie ilości jedzenia, licząc pobieżnie cztery 7days, cztery drożdżówki, dwa duże opakowania delicji, dwa małe opakowania ich „podróbek”, 5 kanapek, pewnie z 7 czekolad, do tego dwie solidne obiadokolacje i normalne śniadania.
Kategoria >100, >.50, Wypad, Z sakwami


Dane wyjazdu:
230.46 km 0.00 km teren
10:37 h 21.71 km/h:
Maks. pr.:50.50 km/h
Temperatura:-7.0
Podjazdy:1141 m
Rower:.Ghost

Zimowy wypad - dzień drugi.

Niedziela, 20 lutego 2011 · dodano: 22.02.2011 | Komentarze 0


Zdjęcia z wypadu
Mimo nastawionego na. 5:45 budzika, wstaję solidnie po 6 i 7:40 ruszam. Przejeżdżam przez starówkę (choć znów mi się niestety spieszyło, pośpiech to cecha charakterystyczna tego wyjazdu), dość urokliwa, odpowiadającą moim wyobrażeniom. Szybko docieram do drogi krajowej, która będzie mi towarzyszyć aż do Zamościa. Aż do Piasków jest dwupasmowa, choć ze słabą nawierzchnią, ruch bardzo niewielki, w dalszym ciągu nieco mokro, znów moczę sobie buty. Teren jest dość mocno pofalowany, właściwie nie ma płaskich odcinków, cały czas hopki po 20-30 metrów. W Piaskach staję na pierwszy postój, w pobliżu bardzo wysokiego masztu telekomunikacyjnego, gdzieś od połowy częściowo przysłoniętego chmurami. Tu już nawierzchnia jest lepsza i w Zamościu jestem po 12, po jeszcze jednym postoju za Krasnymstawem. Po drodze mijam bardzo dużo przydrożnych krzyży (zawsze z wypisanym fundatorem – to chyba typowe dla tego regionu) i dobrze oznaczoną połowę drogi pomiędzy Lublinem i Zamościem – na szczycie solidnej górki (około 70 metrów przewyższenia), w lesie stoi obelisk informujący o tym punkcie. Samo miasto nieco mnie rozczarowuje, choć może po prostu wymaga dokładniejszego zwiedzenia. Stare miasto jest w większości odnowione, ale zupełnie (czy prawie zupełnie) puste, na rynku jedyną rzeczą, jaka się dzieje, jest rozstawione przenośne lodowisko. Sam rynek sprawia wrażenie ogromnego ( sporo większy niż ten w Lublinie) i jest pokryty świeżo spadłym śniegiem. Boczne uliczki uświadamiają mi, że choć miasto zaplanowano i zbudowano z ogromnym rozmachem, jak na przedsięwzięcie prywatne, to było to jednak miasto bardzo prowincjonalne – nie dorasta większym miastom do pięt. Szczególnie zawiodły mnie same fortyfikacje, które w wielu miejscach są rozkopane, żeby umożliwić szeroki i wygodny wjazd samochodom.
Około 13 wyjeżdżam na drogę w kierunku Janowa Lubelskiego, przede mną około 70 km z bocznym lub przeciwnym wiatrem. Jedzie się ciężko, nie przekraczam 23 km/h, w większości po płaskim jadę 20-21, to znów efekt słabej formy. Zaskakuje mnie ciekawy odcinek w Szczebrzeszynie, omijający jakiś cenny przyrodniczo fragment, a kończący się ponad 100 metrowym zjazdem, później wracam do dalszego męczenia się do Janowa. Samo miasteczko odbieram jako olbrzymią ulgę, choć niedaleko za miastem robi się ciemno. Przede mną 28 km, ale z prędkością w okolicach 25km/h, ze sprzyjającym wiatrem, co jednak istotnie czuć (szczególnie po ponad 160 km w nogach). W Nisku rozglądam się nieco za noclegiem, ale jedyny zajazd wygląda zbyt elegancko, więc staję na stacji benzynowej na odpoczynek i ruszam w ostatni etap – 30 km do Sandomierza. Jedzie się zaskakująco dobrze, choć znów pada śnieg (lecz znacznie mniej niż poprzedniego dnia), a ja znów jadę około 20 km/h. Spora zasługa niezłego komfortu jazdy, to to, że szosa jest prawie w całości wyremontowana (choć niestety bez pobocza), a dużymi odcinkami oświetlona. Kawałek przed Sandomierzem staję na ostatni postój – głównie z rozsądku, żeby mnie nie „odcięło” w samej końcówce. Przejeżdżam kolejny raz Wisłę i rozglądam się za wjazdem na Stare Miasto. W końcu decyduję się na bezpośredni podjazd od strony Wisły, jednak brukowana uliczka pokryta śniegiem, niedziałająca przednia przerzutka i 14% nachylenia zmusza mnie do podprowadzania, które zresztą nie było najłatwiejsze, buty ślizgały mi się po bruku. Na rynku korzystam z informacji turystycznej, po krótkim szukaniu znajduję kwaterę i o 21 kończę jazdę. Kolacja, chwila zastanawiania się nad trasą (połączona z konsultacją w sprawie pociągów) i spać.
Kategoria >100, >200, >.50, Wypad, Z sakwami


Dane wyjazdu:
196.14 km 0.00 km teren
08:27 h 23.21 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:-6.0
Podjazdy:478 m
Rower:.Ghost

Zimowy wypad

Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 22.02.2011 | Komentarze 3



Zdjęcia z wypadu
Wypad zaplanowałem tydzień wcześniej, jako krótki, 3 dniowy sposób na spędzenie ferii.
Po jesieni, w czasie której zupełnie nie chciało mi się jeździć, w lutym nabrałem nowej ochoty na rower. Jechać miałem pociągiem, który w Warszawie jest o 8 rano, ale zaspałem i pojechałem następnym, przyjeżdżającym o 9. Na dworzec dojechałem bez problemu, choć śniegu na ulicach było całkiem sporo. Podróż minęła w niezbyt miłej atmosferze, ponieważ po drodze dosiadło się 4 pijanych pseudokibiców, wulgarnych i agresywnych. W Skierniewicach zostali siła wyrzuceni przez sokistow, po tym urozmaiceniu, już bez problemu wjeżdżamy do Warszawy. Z dworca ruszam około 9:15, jezdnie są czarne i mokre, więc szybko wilgotnieją mi buty i spodnie. Jedzie się nieźle, ruch jest niewielki, szybko przebijam się do Wisłostrady, w Konstancinie tracę chwile ze względu na przebudowę mostu. Po dwóch chwilach zwątpienia, oglądam mapę i ignoruję objazd przejeżdżając tymczasową kładka dla pieszych. Kawałek za miastem staję na postój, jem dwie drożdżówki (polecam cukiernię „Prosto z pieca” na Centralnym!). W Górze Kalwarii na moment zjeżdżam na krajową 50 i przekraczam Wisłę. Ruch bardzo duży, na szczęście szybko skręcam w zupełnie boczną drogę, na kolejny postój staję koło Wilgi. Zjadam ostatnie dwie drożdżówki i szykuję się do długiego etapu, aż do Dęblina. Jadę sprawnie, staję po 110 km i o 15 na stacji benzynowej. Jem kanapkę i ruszam do Puław. Tam zapalam lampkę i jadę do Bochotnicy, gdzie rezygnuję z przejechania przez Kazimierz, oszczędzając kilka kilometrów. Droga wzdłuż Wisły jest średniej jakości, czasu też nie mam zbyt wiele, decyduję się jednak dotrzeć do Lublina, a jeśli nie dam rady, to poszukać noclegu w Nałęczowie. Po kilku kilometrach od rozjazdu staję pod sklepem, zaczyna padać śnieg, który przybiera na sile. Robi się ciekawiej, po wybitnie nudnym odcinku z Warszawy (zupełnie płaskim, idącym przez kolejne, niewiele różniące się od siebie wsie), pojawiają się górki, niektóre z nachyleniem przekraczającym 5%. Od Wąwolnicy jadę po ciemku, w Nałęczowie staję, żeby zmienić baterie w czołówce (miałem założone stare, które dawały zbyt mało światła) i wyczyścić rower z zamarzniętego błota pośniegowego, które kleiło się do wszystkiego, blokując koło, unieruchamiając tez przednią przerzutkę. Za pomocą imbusów usuwam część nagromadzonego brudu, ale nie mam złudzeń – cała robota po chwili pójdzie na marne. W silnie padającym śniegu jadę dalej, mimo sporego ruchu jedzie się dobrze, nikt nie trąbi, choć muszę jechać środkiem pasa ruchu. W Lublinie nieco po omacku (plan mam tylko ścisłego centrum) jadę do śródmieścia i już na podstawie tablicy z informacją turystyczną i mapą jadę do schroniska. Rower wstawiam do pokoju (niestety spłynęła z niego masa błota, mimo wcześniejszego oczyszczenia) i idę do sklepu, a później do knajpki na kolację.
Dzień ciężki, ze względu na późny start stale się spieszyłem, a słaba, po kilku miesiącach przerwy forma, nie pozwoliła na sprawne pokonanie względnie łatwego odcinka Warszawa – Puławy, średnia była w okolicach 25 km/h, będąc w formie mógłbym powalczyć o 26-27km/h. Końcowy odcinek stosunkowo trudny, głównie ze względu na padający śnieg i związane z tym zbieranie śniegu przez rower, temperatura nie była specjalnie uciążliwa, przy właściwym wyposażeniu całkowicie znośna.
Kategoria >100, >.50, Wypad, Z sakwami


Dane wyjazdu:
80.17 km 0.20 km teren
04:21 h 18.43 km/h:
Maks. pr.:32.50 km/h
Temperatura:-2.0
Podjazdy:294 m

Miasto

Piątek, 18 lutego 2011 · dodano: 18.02.2011 | Komentarze 0

Cały dzień prószył śnieg. Ale dzień całkiem niezły.
Kategoria >.50, .Miasto, .Ostro