Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
196.14 km 0.00 km teren
08:27 h 23.21 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:-6.0
Podjazdy:478 m
Rower:.Ghost

Zimowy wypad

Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 22.02.2011 | Komentarze 3



Zdjęcia z wypadu
Wypad zaplanowałem tydzień wcześniej, jako krótki, 3 dniowy sposób na spędzenie ferii.
Po jesieni, w czasie której zupełnie nie chciało mi się jeździć, w lutym nabrałem nowej ochoty na rower. Jechać miałem pociągiem, który w Warszawie jest o 8 rano, ale zaspałem i pojechałem następnym, przyjeżdżającym o 9. Na dworzec dojechałem bez problemu, choć śniegu na ulicach było całkiem sporo. Podróż minęła w niezbyt miłej atmosferze, ponieważ po drodze dosiadło się 4 pijanych pseudokibiców, wulgarnych i agresywnych. W Skierniewicach zostali siła wyrzuceni przez sokistow, po tym urozmaiceniu, już bez problemu wjeżdżamy do Warszawy. Z dworca ruszam około 9:15, jezdnie są czarne i mokre, więc szybko wilgotnieją mi buty i spodnie. Jedzie się nieźle, ruch jest niewielki, szybko przebijam się do Wisłostrady, w Konstancinie tracę chwile ze względu na przebudowę mostu. Po dwóch chwilach zwątpienia, oglądam mapę i ignoruję objazd przejeżdżając tymczasową kładka dla pieszych. Kawałek za miastem staję na postój, jem dwie drożdżówki (polecam cukiernię „Prosto z pieca” na Centralnym!). W Górze Kalwarii na moment zjeżdżam na krajową 50 i przekraczam Wisłę. Ruch bardzo duży, na szczęście szybko skręcam w zupełnie boczną drogę, na kolejny postój staję koło Wilgi. Zjadam ostatnie dwie drożdżówki i szykuję się do długiego etapu, aż do Dęblina. Jadę sprawnie, staję po 110 km i o 15 na stacji benzynowej. Jem kanapkę i ruszam do Puław. Tam zapalam lampkę i jadę do Bochotnicy, gdzie rezygnuję z przejechania przez Kazimierz, oszczędzając kilka kilometrów. Droga wzdłuż Wisły jest średniej jakości, czasu też nie mam zbyt wiele, decyduję się jednak dotrzeć do Lublina, a jeśli nie dam rady, to poszukać noclegu w Nałęczowie. Po kilku kilometrach od rozjazdu staję pod sklepem, zaczyna padać śnieg, który przybiera na sile. Robi się ciekawiej, po wybitnie nudnym odcinku z Warszawy (zupełnie płaskim, idącym przez kolejne, niewiele różniące się od siebie wsie), pojawiają się górki, niektóre z nachyleniem przekraczającym 5%. Od Wąwolnicy jadę po ciemku, w Nałęczowie staję, żeby zmienić baterie w czołówce (miałem założone stare, które dawały zbyt mało światła) i wyczyścić rower z zamarzniętego błota pośniegowego, które kleiło się do wszystkiego, blokując koło, unieruchamiając tez przednią przerzutkę. Za pomocą imbusów usuwam część nagromadzonego brudu, ale nie mam złudzeń – cała robota po chwili pójdzie na marne. W silnie padającym śniegu jadę dalej, mimo sporego ruchu jedzie się dobrze, nikt nie trąbi, choć muszę jechać środkiem pasa ruchu. W Lublinie nieco po omacku (plan mam tylko ścisłego centrum) jadę do śródmieścia i już na podstawie tablicy z informacją turystyczną i mapą jadę do schroniska. Rower wstawiam do pokoju (niestety spłynęła z niego masa błota, mimo wcześniejszego oczyszczenia) i idę do sklepu, a później do knajpki na kolację.
Dzień ciężki, ze względu na późny start stale się spieszyłem, a słaba, po kilku miesiącach przerwy forma, nie pozwoliła na sprawne pokonanie względnie łatwego odcinka Warszawa – Puławy, średnia była w okolicach 25 km/h, będąc w formie mógłbym powalczyć o 26-27km/h. Końcowy odcinek stosunkowo trudny, głównie ze względu na padający śnieg i związane z tym zbieranie śniegu przez rower, temperatura nie była specjalnie uciążliwa, przy właściwym wyposażeniu całkowicie znośna.
Kategoria >100, >.50, Wypad, Z sakwami



Komentarze
serwecz
| 20:29 środa, 23 lutego 2011 | linkuj Waxmund - taka jest prawda, zrobienie setki nie jest wielkim wyczynem, szczególnie z niewielką średnią i z bardzo wieloma postojami (przecież pracuję po 9 godzin). Brakuje mi formy typu wytrzymałościowego, muszę się wjeździć w długie trasy ponownie, we wtorek miałem naprawdę bardzo zmęczone mięśnie.
Isgenaroth - śmiało pytaj, postaram się odpowiedzieć, choć sama trasa zbyt skomplikowana nie jest, jedynym problemem są noclegi (to właśnie zmusiło mnie do bardzo długiego drugiego etapu), ale jadąc za miesiąc - dwa, można wziąć namiot i problem sam się rozwiąże.
Isgenaroth
| 14:27 środa, 23 lutego 2011 | linkuj Z zaciekawieniem przeczytałem o tej wycieczce. Przyznam, że sam planuję taką trasę i wszelkie szczegóły mi się przydadzą.
Szacunek za taki dystans w zimę.
waxmund
| 06:29 środa, 23 lutego 2011 | linkuj nie masz formy ? przerwa od roweru ? przeciez codziennie po miescie smigasz duzo.... :p

pogoda to Cie nie rozpieszczala.... a uwaga o wulgarnych kibicach jakos mi dziwnie wyglada. czyzby... oni.... przeklinali ? nie do pomyslenia [;
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]