Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
23.75 km 0.00 km teren
01:22 h 17.38 km/h:
Maks. pr.:39.78 km/h
Temperatura:
Podjazdy:313 m
Rower:.Ghost

Włochy 2013, epilog

Niedziela, 24 lutego 2013 · dodano: 18.07.2013 | Komentarze 3

Teoretycznie mógłbym urwać się w poniedziałek z części zajęć, ale wolę tego nie robić – postanawiam jednak zrobić wszystko, żeby do Cluny wrócić na czas. Po szybkich konsultacjach telefonicznych (z niewiadomych przyczyn nie chce mi zadziałać transmisja danych w roamingu, a w Rzymie o publiczne wifi bardzo trudno) kupuję bilet na kuszetkę (zwykłych biletów już nie było) do Turynu. Rano przejeżdża tamtędy TGV Milan – Macon – Paryż.
W Rzymie ponownie łapie mnie deszcz, więc wracam na dworzec i próbuję utrzymać chwiejną równowagę termiczną. Chwilę po 23 rozbieram rower (tym razem mam ogromne worki – w jeden wkładam cały tył roweru aż po siodełko, w drugi przednie koło i zamykam paczkę trzecim, włożonym od przodu. Przesiadka na innej rzymskiej stacji i wsiadam do swojego przedziału. Choć wykupiłem bilet na dolne łóżko (chcąc pod nie włożyć rower), to jest ono zajęte – biorę górne, na drugim kładę rower i nieco niespokojnie śpię, licząc na to, że nie znajdzie się brakujący, czwarty, pasażer. W Turynie muszę zmienić dworzec, więc korzystam z metra (spacerowanie z dwiema sakwami i spakowanym rowerem nie należy do przyjemnych) i dowiaduję się, że na dworcu nie da się kupić biletów na francuskie TGV. Nieco nerwowo (bo teoretycznie jest w nich rezerwacja miejsc) wsiadam do spóźnionego o godzinę pociągu. Tym razem jest prawie pusty, więc wygodnie upycham rower w miejscu na walizki, kupuję bilet, dostaję nawet miejsce (bo pociąg w międzyczasie zapełnił się ludźmi wracającymi z Alp) i spokojnie dojeżdżam do Macon, które wita mnie padającym śniegiem. Droga na przełęcz jest nieodśnieżona więc i podjeżdżam i zjeżdżam ostrożnie i z ulgą wchodzę do swojego pokoju.
Przejechałem mniej kilometrów niż zamierzałem (868), ale i tak wyjazd był bardzo udany – pozwiedzałem (co szczerze mówiąc robię rzadko), najeździłem się po górach, spędziłem kilka fajnych dni z rodzicami, których widuję ostatnio niezbyt często. I w dodatku stosunkowo dobrze sprawdził się sprzęt (szczególnie namiot – łatwość rozbijania i wielkość po złożeniu są nie do pobicia).
Kategoria Wyprawa, Z sakwami



Komentarze
aard
| 20:09 poniedziałek, 22 lipca 2013 | linkuj Szczerze mówiąc, zdecydowanie wolę upały :P
serwecz
| 09:38 poniedziałek, 22 lipca 2013 | linkuj Przynajmniej nie ma upałów, a to we Włoszech już sporo.
aard
| 10:12 niedziela, 21 lipca 2013 | linkuj Widzę, że łatwo nie było. Jednak lutowe wyjazdy, nawet do południowych krajów, to nie jest lekki kawałek rowerowego chleba ;)
Zdaje się, że wyżej niż Majorka nie ma sensu się w tym terminie pchać ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nicop
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]