Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
55.99 km 11.80 km teren
04:52 h 11.50 km/h:
Maks. pr.:50.91 km/h
Temperatura:
Podjazdy:1116 m
Rower:.Ghost

Włochy 2013, dzień 8

Sobota, 23 lutego 2013 · dodano: 18.07.2013 | Komentarze 0



Z pobieżnie poczytanych w Rzymie stron internetowych ustalam jak mniej więcej toczyły się w maju ’44 walki. Oprócz samego klasztoru i cmentarza chcę się trochę rozejrzeć, więc planuję podjazd trasą, która wydaje mi się tzw Cavendish Road - Drogą Polskich Saperów (po powrocie sprawdziłem, że nie była to ta droga) do klasztoru. Niestety droga jest zamknięta szlabanem, a mieszkaniec domu twierdzi, że nie da się nią dojechać do klasztoru – nie jestem w stanie dogadać się z nim na tyle, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, więc postanawiam podjechać asfaltem, a nią zjechać – będzie to łatwiejsze.
Podjazd nie jest długi, z asfaltu widać resztki starej, wąskiej drogi. Zwiedzam cmentarz, orientuję się w ogólnej topografii terenu i jadę oglądać klasztor. Policja nie pozwala podjechać mi pod same wrota, za to oferuje się przypilnować roweru – korzystam i idę zwiedzać. Robi naprawdę duże wrażenie, trzy dziedzińce krużgankowe, bogaty, barokowy kościół. I mnisi krążący po klasztorze, sprawiający dość nieprzyjemne wrażenie.
Po wyjściu zaczyna padać - jak się okazuje już na dobre.
Jadę najpierw znów na cmentarz, później pod pomnik poległych we Włoszech żołnierzy Dywizji Strzelców Karpackich na wzgórzu 593. Na szczycie pomnik dywizji, wraz z wykazem poległych w poszczególnych operacjach. Widok na klasztor doskonały, w stronę farmy również, nie dziwne ze było to tak ważne strategicznie miejsce.
Zjeżdżam, skręcam w prawo i po około 200 metrach wita mnie druga zamknięta dzisiaj brama. Omijam ja i zjeżdżam w stronę farmy Albaneta. Kompletnie plaski, otoczony górami teren - w czasie bitwy musiało być piekłem. Kawałek dalej znajduje się rozgałęzienie szlaków, odbijam w stronę Gardzieli, w prawo, zobaczyć zniszczony czołg polski (pomnik Pułku Pancernego). Wracam i od tego momentu już więcej pcham niż jadę, w kierunku wzgórza 575 przez Widmo. Droga nachylona po kilkanaście procent, po kamieniach nie jest dla mnie przejezdna. Do samego wzgórza nie docieram, na przeleczy jedyne niezagrodzone drutem kolczastym przejście (i zgodne z oznaczeniami szlaku) idzie singlem nieco w dol. poziomicy. Zapowiada się bardzo trudno, na jazdę na pewno nie ma szans, ale postanawiam zaryzykować i kontynuuje wędrówkę. Zaczynam schodzić w kierunku Passo Corno (czyli dokładnie wzdłuż linii frontu). Prowadzę rower klasycznym singlem, po kamieniach i nieco zaczepiając sakwami i ubraniami o krzaki i skały.
Od pewnego momentu da się już jechać (ale w deszczu hamulce mam bardzo słabe, w dodatku wszystko już jest nasiąknięte woda), wiec bardzo ostrożnie zjeżdżam, mijam jakieś opuszczone budynki gospodarcze i prawie docieram do szosy. Oddziela mnie od niej brama, której tym razem ominąć się nie da, wiec przekładam sakwy, rower dołem, a sam przechodzę na kolanach. Około kilometrowy odcinek asfaltowy okazał się bardzo stromy (znów kilkanaście procent). Na Passo Corno koszmarnie wieje, cały czas pada, a ja przeciskam się przez kolejna bramę i zaczynam zjazd do Cairo. Po pierwsze jest kamienista, po drugie bardzo stroma, 10-12% to minimum, płosze krowę, która nie ma gdzie uciec, wiec biegnie przez chwile przede mną w dol. Na wysokości około 530 metrów zsiadam i prawie już do końca prowadzę - jest tak stromo, a nawierzchnia słaba, ze boje się wywrotki. Pod sam koniec przechodzę przez kolejna bramkę, później szlaban który zatrzymał mnie na rano. W Cassino kupuję bilet do Rzymu, jadę do McDonalda (to już zdecydowanie południe, w czasie sjesty nic się nigdzie nie kupi, ani nie zje). W pociągu się nieco rozgrzewam, odrobinę suszę i po raz kolejny sprawdzam swój elektroniczny bilet na pociąg Rzym – Dijon. Orientuję się, że przypadkiem kupiłem go na niedzielę, zamiast sobotę.
Kategoria >.50, Teren, Wyprawa, Z sakwami



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iodty
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]