Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
149.11 km 0.00 km teren
06:57 h 21.45 km/h:
Maks. pr.:51.49 km/h
Temperatura:
Podjazdy:1739 m
Rower:.Ghost

Włochy 2013, dzień 1

Środa, 13 lutego 2013 · dodano: 18.07.2013 | Komentarze 1

Od września zeszłego roku studiuję we Francji, w związku z programem podwójnego dyplomu, pomiędzy Politechniką Łódzką i francuską uczelnią ENSAM. W związku z tym mam nieco inne możliwości podróżowania niż z Polski. Po analizie dostępnych połączeń, kosztów i problemów związanych z transportem zdecydowałem się na dwunastodniowy wypad do Włoch. Plan przewidywał pięciodniowy przejazd z Turynu do Pizy, spotkanie z rodzicami, którzy również wybrali się do Włoch na ferie zimowe, a następnie jazdę na południe, bez dokładnie sprecyzowanego planu – celem był Rzym, ale z możliwością jazdy dalej na południe.
Pierwszy etap miał być zdecydowanie najtrudniejszy – zaplanowałem etapy długości stu kilkunastu kilometrów z przewyższeniami rzędu 2500 metrów, z sześcioma bigami do zdobycia.
Biorąc pod uwagę zeszłoroczne doświadczenia hiszpańskie oraz brak możliwości pożyczenia namiotu aarda, wprowadziłem pewne zmiany w sprzęcie. Przede wszystkim kupiłem namiot Vaude Lizard – bardzo lekki (teoretycznie dwuosobowy), który mogłem spakować do sakwy. Dodatkowo kupiłem ocieplającą wkładkę do śpiwora oraz grube wełniane skarpety. Wraz z prowiantem na jeden dzień jazdy spakowałem się w dwie tylne sakwy Ortlieb oraz torbę podsiodłową. Z wyniku byłem zadowolony, biorąc pod uwagę sporą ilość ciepłych ubrań. Dodatkowo planowałem po raz pierwszy wspomagać się w warunkach wyprawowych GPSem w smartfonie – co wiązało się z koniecznością rozsądnego gospodarowania jego baterią (poza niewielką baterią zewnętrzną planowałem ładowanie dopiero w Pizie).


Wyjeżdżam z Cluny o 8 rano, nieco za późno, gdyż o 9:25 mam pociąg z Macon – 23 kilometry do pokonania, w tym przełęcz z przewyższeniem około 150 metrów. Nie mając zbytnio wyboru jadę dość szybko (średnia 26km/h), choć bardzo ostrożnie zjeżdżam z przełęczy – boczna droga była oblodzona. Na dworcu odbieram bilet z automatu i sprawnie odkręcam kierownicę i przednie koło, pakuję rower w worki foliowe (wożenie nierozłożonych rowerów jest dozwolone tylko w TGV posiadających miejsca na rower, w dodatku jest dodatkowo płatne). Spodziewałem się specjalnego miejsca na większy bagaż – podobnie jak w czasie mojej jedynej wcześniejszej jazdy w 2010 roku. Okazuje się jednak, że muszę postawić swoją, dość nieporęczną, paczkę przy drzwiach, koło miejsca przeznaczonego na walizki. Nieco się tym stresuję (jednak nieco przeszkadza), ale obsługa nie widzi problemu. Na granicy francuscy pogranicznicy sprawdzają dokumenty, wyprowadzają kilku emigrantów. W Turynie rozpakowuję dość sprawnie rower i wspomagając się GPS wyjeżdżam z Turynu. Nieco się spieszę, gdyż mam według planu 125 kilometrów do zrobienia, a jest już 15 – na pewno będę jechał po nocy, czego zbytnio nie lubię. Pierwszy odcinek jest stosunkowo nudny, rozgrzewkowy – totalnie płasko, wiatr mi nieco pomaga, wszędzie wokół widać góry. Tak się to ciągnie aż do Canale – szosa omija je tunelem z zakazem, więc wjeżdżam do miasta, po wyjeździe nagle znajdują się przede mną dość solidne pagórki (choć najpierw zjazd sympatycznymi serpentynami). Od Alby jadę już na światłach, robi się co raz zimniej (ostatecznie temperatura staje na -5 stopniach), zaliczam trzy przełęcze, niestety włoskie drogi są znacznie gorsze od hiszpańskich i trzeba bardzo uważać na zjazdach. Przy zjeździe na Dego nocuję w miejscu wypatrzonym na zdjęciach satelitarnych – boczna droga wchodząca ponad tunel głównej szosy. Rozbijam się na śniegu, przez brak myślenia robię to w rękawiczkach, mocząc je. Nie mam ochoty, ani wody na gotowanie, więc zjadam ostatnią kanapkę i idę spać.
Kategoria >100, >.50, Wyprawa, Z sakwami



Komentarze
aard
| 19:01 sobota, 20 lipca 2013 | linkuj I to wszystko na rowerze miejskim? :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa okojn
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]