Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
144.72 km 5.83 km teren
06:38 h 21.82 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy:1672 m

GSB dzień 1

Niedziela, 15 maja 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 1

Od rana pada, ludzie stopniowo się rozjeżdżają, niektórzy samochodami, niektórzy rowerami na pociąg do Grybowa. Nam z Mikim nie bardzo chce się ruszać, dostosowujemy ciśnienie w oponach i amortyzatorach, w końcu ruszamy w dół potoku.
Po 2-3 kilometrach orientuję się, że bardzo zapada mi się amortyzator, stajemy, po sprawdzeniu okazuje się, że praktycznie nie ma w nim powietrza. Puścił? Czyżby mój sprzętowy pech postanowił prześladować mnie i teraz? Szczęśliwie manometr przekłamał, dopompowuję i od tego momentu nie mam z nim problemów. Kilka brodów pokonanych z rozpędu kończy nasze marzenia o suchych butach, ale nie bardzo nam to przeszkadza, jesteśmy mocno podekscytowani początkiem wypadu.
Po wyjeździe na asfalt stajemy na przebranie (przestało padać), i od razu zjadamy paczkę ciastek. Dalej jedziemy dość równym tempem, kilkakrotnie stając, to dla sprawdzenia mapy, to na jakieś jedzenie, generalnie nie bardzo chce nam się jechać, ale do Komańczy docieramy w miarę sprawnie. Tam stajemy w barze, jemy po zupie, oglądamy mapę.
Po solidnym odpoczynku zdecydowanie przestało nam się chcieć jechać, zostało nam około 60 km, pierwszy raz stajemy już w okolicach Łupkowa (około 12 km), kolejne postoje też w takich odstępach. Nie wiem, czy nas odcięło (raczej nie), czy po prostu słaba motywacja, ale jedzie się ciężko. Przed Smerkiem stajemy jeszcze raz w restauracji, jemy frytki i przeczekujemy deszcz. Rozkręcamy się dopiero za Wetliną, w dobrym stylu atakujemy obie przełęcze, robimy krótki postój na przebranie przed zjazdem do Ustrzyk i ruszamy w dół. Na miejscu sprawdzamy schronisko (trzeba zadzwonić do obsługi) i idziemy do knajpy. Jedne, drugie pierogi i do schroniska. Woda nie grzeszy temperaturą, ale nie jest źle. Idziemy spać.
Kategoria >100, >.50, Wypad



Komentarze
waxmund
| 09:09 czwartek, 30 czerwca 2011 | linkuj heh, niezłe masz opóźnienie :D wypad z przed prawie 2 miesięcy..... :p
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dykow
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]