Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.36 km 0.00 km teren
02:38 h 16.47 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy:243 m

Beskidy - dzień trzeci

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 1

Wieczorem zatrułem się pizzą, całą noc źle spałem, rano mam gorączkę i ledwo zbieram się z kwatery po 9. Nie ma dzisiaj mowy o realizacji planu, przeraża mnie głupich 30 kilometrów do Bielska. Jadę to 3 godziny, z nie wiem iloma postojami, na pewno z 4 większymi (i to takimi po 15 minut), z zabójczą średnią 16km/h. Ogromny ruch, tiry wyprzedzające dosłownie na gazetę, w drugą stronę korek. Koszmar. W Bielsku lokuję się na stacji benzynowej, kupuję herbatę, coś przeciwgorączkowego i na dwie godziny zalegam na trawniku na słońcu. Grzeję się, dopiero po godzinie zdejmuję kurtkę (w której jechałem cały czas, mimo 20-23 stopni nawet się nie spociłem). Koło 14 czuję się znacznie lepiej, jadę na stację, po drodze łapiąc internet w McDonaldzie. Na dworcu czekają mnie ponad 2 godziny do pociągu, jem tosty, kolejna herbata.
Pociąg to miłe zaskoczenie, prowadzi wagon rowerowy, zajmuję przedział zaraz koło roweru, choć wciąż mi zimno, to w miarę komfortowo dojeżdżam do Łodzi. I tu ostatni element mojego pecha – szukając czołówki miażdżę butem klamrę od pasa piersiowego plecaka. Ale w końcu dojeżdżam do domu i spać.

Wyjazd bardzo udany, mimo ostatniego dnia. Jazda po górach to jednak zupełnie co innego niż asfalty, przede wszystkim ogromne przewyższenia, sporo prowadzenia roweru, dystans to nie tylko kilometry, bardzo istotny jest rodzaj nawierzchni itd. Ale bardzo mi się spodobało i myślę, że takich wypadów będzie więcej. Ten sposób jazdy usuwa największą dla mnie wadę turystyki pieszej – nudę długich trawersów i koszmar zejść, zamieniając je w ciekawe odcinki, często pełne emocji. A że na razie słabo sobie na nich radzę, to tylko pokazuje, że nowych wyzwań nie zabraknie.

Zdjęcia z wypadu
Kategoria Wypad



Komentarze
aard
| 20:29 piątek, 6 maja 2011 | linkuj No, widzę, ze nie niezle dostałeś w kosc. Ale dałeś czadu, brawo!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ceobi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]