Serwecz

avatar

Jeżdżę turystycznie, z lekkim zacięciem sportowym. Najchętniej w górach, zdobywam Bigi.

Mam przejechane 83920.25 kilometrów w tym 2951.30 w terenie. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl 2019:
button stats bikestats.pl
2018:
button stats bikestats.pl
2017:
button stats bikestats.pl
2016:
button stats bikestats.pl
2015:
button stats bikestats.pl
2014:
button stats bikestats.pl
2013:
button stats bikestats.pl
2012:
button stats bikestats.pl
2011:
button stats bikestats.pl
2010:
button stats bikestats.pl
2009:
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy serwecz.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
129.36 km 4.65 km teren
07:19 h 17.68 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy:2843 m
Rower:.Ghost

Sudety dzień drugi

Czwartek, 30 września 2010 · dodano: 03.10.2010 | Komentarze 0

Rano wstałem o 5 i bez przekonania zebrałem się z kwatery, wyjeżdżając ostatecznie o 6:35.
Przejazd przez Jelenią poszedł mi gładko, choć dwukrotnie sprawdziłem dla pewności mapę. W Podgórzynie nastawiłem wysokość, przy rozjeździe na Borowice zjadłem słodką bułkę i zacząłem podjazd.
Początek był przyjemny, szosa wyraźnie szła do góry, otoczenie już typowo jesienne (ale ładne, nie padało!), więc jechało się dobrze. Później wjazd do lasu, przed nim uśmiechnęli się do mnie jacyś pracownicy leśni - wiedzieli, na co się porywam.
Podjazd szedł równo, zgodnie z profilem pojawił się jeden bardzo stromy odcinek (aż bałem się, że na przysypanym nieco liśćmi asfalcie stracę przyczepność), ale przejechałem go, później wypłaszczenie i kolejna, końcowa ścianka. Podjechałbym całość bez zatrzymania, ale coś zablokowało mi łańcuch i musiałem stanąć kilkaset metrów przed szczytem, niewiele brakowało do wywrotki. Na szczęście udało mi się ruszyć i po chwili byłem pod schroniskiem. Byłem mocno zgrzany, a na zewnątrz było 0 stopni, więc bez zwłoki wszedłem do schroniska i zjadłem jajecznicę. Przebrałem się zrobiłem zdjecie pod tablicą z nazwą schroniska (taras był dziwnie śliski, czyżby pokryty lodem?) i zacząłem zjazd. Szosa po stronie czeskiej jest fantastycznie poprowadzona, niestety nie mogłem cieszyć sie zbytnio zjazdem, gdyż nie zabrałem rękawic narciarskich, a lekkie rękawiczki strechowe były zbyt lekkie, więc dwukrotnie stawałem na rozgrzanie dłoni. Stopy, choć przemoczone, dokuczały mniej.
Zjazd był długi, około 20 kilometrowy, więc już około 11 dojeżdżałem do początku kolejnego podjazdu. W Hrabacovie skręciłem w prawo i zacząłem podjazd na drugiego Biga wypadu - Vrbatovą boudę. Według profilu podjazd miał być z gatunku "upierdliwych" - 22 km, prawie 1000 metrów w pionie. Początek był łatwy i nudny, ze świadomością, że jadę wolno, wysokości nie przybywa, a kilometrów dalej dużo. Gdzieś za skrętem na Rokytnice zrobiło się bardziej stromo i już nie odpuściło. Trzymało po 8-10%, z momentami po 11-12%, więc na postój stanąłem w Hornym Misecku, około 5 km przed szczytem. Reszta poszła już gładko, szczególnie widokowy jest końcowy odcinek idący trawersem w górę grzbietu z rozległą panoramą. Na górze (1395 metrów) okazało się, że schroniska jako takiego nie ma, są jakieś barki, jest 1 stopień, leży cienka warstwa śniegu. Według strony bigów asfalt miał się skończyć tam, ale szedł dalej i, co gorsza, wyżej. Na wysokości 1410 metrów zaczął sie zjazd, ale dla pewności przejechałem jeszcze kilkaset metrów zanim stanąłem pod drogowskazem na krótki i szybki postój. Po 78 km miałem około 2000m podjazdów. Nieźle, prawie jak w Alpach. Spytałem się pary turystów, czy dalej jest już w dół, zjadłem "jak najszybciej jak najwięcej" i zacząłem zjazd. Znów dwa razy rozgrzewałem ręce, szczęśliwie zjazd był krótszy.
Ładną szoską pojechałem do Rokytnic, a później skręciłem na Harrachov. Na tym odcinku miałem już wyraźnie dosyć, stanąłem nawet dwa razy na robienie zdjęć, szosa faktycznie była bardzo ładna. W samym Harrachovie zaintrygowała mnie reklama "piwnego Spa" no i oczywiście zrobiłem zdjęcie słynnej skoczni. Krótki i nietrudny podjazd na przełęcz Szklarską solidnie mnie zmęczył, więc ponownie stanąłem na moment. Na przełęczy kilka smsów i ruszam w kierunku Chatki Górzystów na hali izerskiej. Bardzo malowniczy szlak, ostanich 5 km szutrami, co nieco mnie zmęczyło, szczególnie zajmujące całą szerokość drogi kałuże. Starałem się je omijać, co prawie skończyło się upadkiem do rowu.
W chatce już wyraźnie po sezonie, nie było nawet komu w kominku napalić, więc woda była letnie. Zjadłem, przespałem się, zjadłem (naleśniki z jagodami - polecam), przespałem się, pogadałem z sympatycznymi rowerzystami z Gdańska, którzy lasami i bocznymi drogami dojechali w 6 dni tutaj, w końcu zdecydowałem się na prysznic i poszedłem spać.
Zdjęcia
Kategoria >100, >.50, Wypad, Z sakwami



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zdraz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]